Piątego dnia pielgrzymi sercańskiej „Szóstki” na swojej trasie z Grodziska do Chotowa zatrzymują się w kościele w Olesznie na mszę świętą. Jest to wyjątkowe miejsce dla małżeństw wędrujących w naszej grupie, które w trakcie liturgii w tej świątyni wychodzą na środek i spoglądając sobie w oczy – odnawiają swoje przyrzeczenia małżeńskie.

Szczególne emocje towarzyszą w tym momencie zwłaszcza siostrze Renacie i bratu Władysławowi Święchom. 36 lat temu, dokładnie 10 sierpnia 1989 roku w tym kościele, w trakcie pieszej pielgrzymki na Jasną Górę - wzięli ślub. Skąd taki pomysł?

- Nasi znajomi dwa lata wcześniej zawierali w tym kościele sakrament małżeństwa i nasunął się nam taki pomysł: to może my też? Ówczesny ksiądz przewodnik pomógł nam to zorganizować – opowiada brat Władysław. – Byłem zestresowany – dodaje. - Mieliśmy 600 gości – pielgrzymów plus autokar gości z naszych rodzin! Tym autokarem przyjechały także ciasta. Tyle, by dla każdego pielgrzyma wystarczyło po dwa kawałki – śmieje się brat Władysław. Opowiada, że przyjechała wtedy nawet sama kucharka, bo choć piekła i gotowała na wiele wesel, to na takim nietypowym jeszcze nie była i chciała zobaczyć, jak to będzie wyglądać.

Siostra Renata wspomina, że ich ślub był… owiany tajemnicą.

- Ksiądz Czesław Bloch – ówczesny przewodnik, nie pozwolił nam iść razem, wszystko było utrzymane w tajemnicy. Ja szłam z przodu ze starszymi babciami, z dziećmi, a Władek na tyłach, podrywały go dziewczyny. Potem były zaskoczone, że nagle to on bierze ślub – wspomina siostra Renia. - Pamiętam: było piękne błogosławieństwo rodziców zorganizowane przed drzwiami kościoła. Nie mógł dojechać mój tatuś, ale był ojciec chrzestny, całkowicie zaskoczony tym, jak się to wszystko odbywa – opowiada.

- Bo nasze rodziny nie były przygotowane na takie wydarzenie: że można wziąć ślub gdzieś poza parafią – uzupełnia brat Władysław. - Noc poślubna była w namiocie – dodaje.

- Który rano się zawalił – uzupełnia siostra Renia ze śmiechem. – Ale specjalnie go tak ustawili i ozdobili takimi elementami z dawnych wieczek na mleko. Namiot z tymi ozdobami był ustawiony tak, że nie było szans, żeby się nie zawalił, gdy tylko człowiek się ruszył – opowiada.

Rodziny pary młodej dostały zadanie, żeby wszystko przywieźć ze sobą: talerze, sztućce.

- Mamy były trochę zestresowane tym wszystkim, żeby się udało. Nasi goście świętowali w remizie, a pielgrzymi mieli ognisko - opowiadają.

Aktualnie grupa Szósta nie wyobraża sobie pielgrzymki bez ich udziału, ale wspominają, że po pielgrzymce, na której się pobrali - mieli przerwę w pielgrzymowaniu na Jasną Górę.

- Potem były ciąże, także z problemami, więc nawet nie próbowałam pielgrzymować. Całą rodziną wybraliśmy się w 2000 roku. Potem była przerwa, a od 2002 roku jestem już regularnie, co rok, na kółkach, służąc pielgrzymom – opowiada siostra Renia. Jest ona bowiem odpowiedzialna za sanitarkę i służby medyczne grupy Szóstej. Wszystkim jest znana, jako ta, która ratuje ich obolałe nogi i z szerokim uśmiechem wita nas na trasie, badając czujnie, czy nikt nie wymaga wsparcia. Pracuje na wszystkich postojach i noclegach, czasem zdarza się, że do późnych godzin.

- W tym roku na szczęście nie ma wielu obrażeń – podkreśla. - Jest to czas pracy i pomocy drugiemu człowiekowi. To jest dla mnie bardzo ważne. Nie jestem z grupą na każdej konferencji i modlitwie, ale mam takie szczęście, że jestem na każdej mszy świętej, a wieczorem obowiązkowo na apelu. Jestem wdzięczna Bogu, że pozwala mi pielgrzymować w ten sposób – podkreśla.

Z kolei brat Władysław od lat jest odpowiedzialny za kuchnię grupy Szóstej, która słynie z pysznych zup, serwowanych każdego dnia.

- Można zapytać każdego pielgrzyma – nikt chyba nie narzeka – uśmiecha się. - Jedna siostra przychodziła prosić nas o przepis na jakąś zupę. Pierwsze co, to kazałem jej kupić wielki parnik – żartuje brat Władysław, który ze swoją wspaniałą ekipą kucharską na pielgrzymce gotuje każdego dnia dla ok. 300 osób.

- Prowadzę zeszyt, w którym jest zapisane wszystko dotyczące kuchni pielgrzymkowej, za wyjątkiem przepisów – mówi, potwierdzając tym samym, że są one tajemnicą zespołu kucharzy.

Pytani o małżeństwo, bycie żoną i mężem odpowiadają:

- Dla mnie być mężem to znaczy być opiekunem, można powiedzieć: rycerzem. Tym, na którego można liczyć, przyjacielem. Chodzi o to, żeby żona miała we mnie oparcie. Czuła się bezpieczna – wyjaśnia Władysław.

- Dla mnie bycie żoną także oznacza w pewien sposób bycie opiekunką, chcę żeby mój mąż czuł się zadbany. Chodzi o to, żeby być razem, mieć do siebie zaufanie, nie doszukiwać się głupot, które rozbijają związek – uzupełnia Renata.

- Bycia mężem i żoną uczymy się od samego początku, bo inaczej patrzyliśmy na to 20 lat temu, a inaczej dzisiaj. Ciągle się uczymy. To ciągła droga i chodzenie na kompromis – dodaje Władysław.

- Mamy doświadczenie 5-letniej rozłąki, spowodowanej emigracją. To doświadczenie nauczyło nas wiele. Uczyliśmy się na nowo żyć ze sobą, co to jest kompromis, jak się czasem zamknąć i nie dyskutować. Jak czasem milczeć, nie gadać niepotrzebnie, bo niektórym sprawom dodatkowe słowa są zbędne – dodaje siostra Renata.

Spotykamy z mikrofonem jeszcze jedno małżeństwo, które z kolei w tym roku świętuje 20-lecie zawarcia sakramentu. Dla siostry Małgorzaty i brata Grzegorza to 8 wspólna pielgrzymka piesza na Jasną Górę. Podkreślają, że ważna jest dla nich troska o życie wiarą i przekazywanie wiary dzieciom, dlatego do Maryi pielgrzymują ze swoimi synami.

- Problemem, który długi czas nam utrudniał rozpoczęcie wspólnego pielgrzymowania, była specjalna dieta naszego syna. Jednak udało nam się to „ogarnąć”. Żona opracowała system, który pozwala nam przygotowywać odpowiednie posiłki dla niego na trasie – opowiada brat Grzegorz.

- Kiedy się poznaliśmy, to każde z nas miało już doświadczenie wiary. Spotkaliśmy się na wyjeździe do Paryża na Taize, na spotkanie młodych. A nasza relacja pogłębiała się na randkach rowerowych – wspomina siostra Małgorzata.

- Po pół roku naszej znajomości Małgosia powiedziała, że to już chyba koniec. A ja na to: a może byśmy tak jeszcze pojechali na rower? I tak zaczęliśmy naszą relację na nowo. I to były takie randki z Radomia do Kazimierza nad Wisłą, do Końskich, do Warki, takie jednodniowe. Małgosia dawała radę i nigdy nie narzekała, że coś ją boli. Myślałem sobie: ale twarda sztuka! – wspomina z uśmiechem brat Grzegorz.

- Mamy teraz trudny czas przez dorastanie synów. To okres, kiedy odchodzą od nas i szukają swojej drogi, i nie jest to dla nas łatwe. Trzeba dużo cierpliwości, także wobec ich buntów. Zawsze staraliśmy się, by byli blisko Kościoła. Myślę, że ziarno zostało zasiane – podkreśla siostra Małgorzata.

Oboje podkreślają, że bycie żoną i mężem to dla nich realizacja powołania i droga wzrastania ku świętości.

Ten dzień pielgrzymowania, grupa Szósta zakończyła wspólną zabawą z wodzirejami, która poprzedziła wieczorny Apel Jasnogórski.

tekst: Pielgrzymkowa grupa medialna | Marlena

zdjęcia: Pielgrzymkowa grupa medialna | Weronika, Paulina, Agnieszka, Michał, x. Mariusz