Dość skomplikowane losy sercańskiej grupy pielgrzymkowej można by ująć – w dużym uproszczeniu – w taki oto sposób: Grupa Sercańska kształtowała się pod skrzydłami pielgrzymki radomskiej, a pielgrzymka radomska z kolei - pod skrzydłami pielgrzymki warszawskiej, będącej właściwie matką polskich grup pątniczych. Wszystko to działo się w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Za oficjalny początek Grupy Sercańskiej uważa się rok 1980, kiedy po raz pierwszy na Jasną Górę wyruszyła z Radomia grupa „6” prowadzona przez księży sercanów.
Jednak „duchowe” korzenie tej grupy sięgają dekadę wcześniej.
Janusz Sadłowski: Po jednej z pielgrzymek pojechaliśmy w kilka osób do Zakopanego, żeby odpocząć (śmiech). W pociągu spotkaliśmy o. Czesława Blocha SCJ, który głosił tego roku pielgrzymkowe konferencje. My go dobrze zapamiętaliśmy, ale zdziwiliśmy się, że i ojciec zapamiętał nas. Powiedział wtedy: „Fajna ta wasza grupa, może w przyszłym roku się spotkamy”. Tak zaczęła się przyjaźń z sercanami i to był wstęp do stworzenia Grupy Sercańskiej”.
Kiedy "6" zaistniała już oficjalnie na pątniczej mapie, od razu dopuściła się pewnej niesubordynacji.
Ks. Czesław Bloch SCJ: Nie informując nikogo, odłączyliśmy się od pielgrzymki radomskiej i wyprzedziliśmy ją o pół dnia. Zrobiliśmy to wbrew obowiązującym zasadom, ale to było zbawienne rozwiązanie. Zależało mi na tym, żebyśmy mogli pokonać trasę w wyciszeniu i modlitwie, a nie w… męczarniach, bo do tego sprowadzało się chodzenie w towarzystwie 20, 30 grup, z których każda miała swoje nagłośnienie. Zarządzający pielgrzymką radomską zaakceptowali to i tak powstała tradycja, że Grupa Sercańska odłącza się pierwszego dnia, a schodzi się z pozostałymi grupami na ostatnim etapie drogi. Ponieważ od początku nasza grupa miała swoje namioty i swoje wyżywienie, nie byliśmy ciężarem ani dla pozostałych pielgrzymów, ani dla mieszkańców miejscowości, w których się zatrzymywaliśmy.
Janusz Sadłowski: W początkach Grupy Sercańskiej gotowaliśmy jedzenie w wielkich garach w domach u ludzi, a trzy lata później kupiliśmy wojskową kuchnię polową.
Zakup tego profesjonalnego sprzętu był możliwy dzięki temu, że ks. Czesław zapisał się do… Związku Młodzieży Polskiej.
Pielgrzymowanie w pewnym odosobnieniu, z własnymi namiotami i wyżywieniem, to nie wszystkie nowatorskie rozwiązania, wymyślone w Grupie Sercańskiej.
Ks. Czesław Bloch SCJ: Niemal od samego początku wpadliśmy na pomysł, żeby robić codzienne adoracje Najświętszego Sakramentu, czego nie miała wtedy żadna inna grupa pielgrzymkowa w Polsce. Po drodze zachodziliśmy do jakiegoś kościoła parafialnego i modliliśmy się tam 30 – 40 min. w naszym sercańskim duchu. Te adoracje stały się zwyczajem, który z czasem przejęły od nas inne pielgrzymki.
Dziś podkreśla się także bardzo rodzinny charakter „6”, ale na początku jej profil wyglądał nieco inaczej.
Ks. Czesław Bloch SCJ: Chociaż towarzystwo było mieszane, to chciałem nadać Grupie Sercańskiej przede wszystkim charakter powołaniowy. Jednak potem doszedłem do wniosku, że to nie ma większego sensu. Pielgrzymka musi obejmować wszystkich – nie tylko tych wezwanych do wyłącznej służby Bożej, bo przecież wszyscy bez wyjątku jesteśmy powołani do kapłaństwa powszechnego i życia chrześcijańskiego.
Dobrze, że ks. Czesław zmienił zdanie, ponieważ dzięki temu Grupę Sercańską tworzą już w tej chwili cztery pokolenia pątników. Jedna z dziewczyn, biorąca udział w tegorocznej pielgrzymce, jest pewnego rodzaju rekordzistką, ponieważ pierwszy raz szła z „6” jeszcze w brzuchu mamy.
Janusz Sadłowski: Mam sześcioro dzieci i wszystkie zabierałem na pielgrzymkę. Mój 23-letni syn był na niej… 23 razy, ponieważ zaczął, jak miał 9 miesięcy. Niektórzy nam mówili: dajcie sobie spokój, i wy będziecie się męczyć, i dziecko. Nic z tych rzeczy! Inni pielgrzymi bardzo nam pomagali. Zresztą to był niezwykły rok, bo w 1991 na Jasną Górę przybył Jan Paweł II. Dlatego nasza grupa liczyła wtedy ok. 800 osób i szli w niej Włosi, Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy, Wietnamczycy czy mieszkańcy Ameryki Południowej. To robiło niesamowite wrażenie!
Ciekawych postaci w Grupie Sercańskiej nie brakowało kiedyś, nie brakuje ich i dziś.
Ks. Czesław Bloch SCJ: Jako kilkunastoletni chłopak chodził z nami późniejszy biskup, Artur Miziński czy ks. Adam Musiałek SCJ, który teraz jest biskupem w RPA. Mieliśmy w naszej grupie jednego wiceministra, mamy kogoś z Sądu Najwyższego czy innych instytucji państwowych. To są osoby chodzące na Jasną Górę z „6” od lat, nigdy się nie afiszują swoimi stanowiskami, ale cieszą się, że mogą się wtopić we wspólnotę pątników i tak spędzają często swój jedyny urlop.
Janusz Sadłowski: Mnie wielka radość ogarnia, kiedy widzę, jak dużo młodzieży - i to tak pięknej! - mamy w grupie. Narzeka się dziś na młodych, że są trudni, ale nasza młodzież jest wspaniała. Często na trasie pomaga starszym osobom - to bardzo budujące.
Co ciekawe, młodzież decyduje się na pielgrzymowanie w „6” mimo tego, że ta po dziś dzień słynie z dyscypliny.
Janusz Sadłowski: Tu nie ma żadnych koszulek na ramiączkach, szortów czy spania w jednym namiocie chłopców i dziewcząt. Grupa chodzi w równej kolumnie, a nie jak stado owiec. Wszyscy nam zazdroszczą takiej organizacji, chociaż my się nią nie chwalimy. U nas tak po prostu jest.
Ks. Czesław Bloch SCJ: Dyscyplina zewnętrzna i wewnętrzna łączą się ze sobą, są ze sobą powiązane. Zawsze podkreślałem i podkreślam, że czas pielgrzymki to czas chrześcijańskiego świadectwa, a na trasie powinniśmy zachowywać się tak, jakbyśmy byli przed Najświętszym Sakramentem. Musimy i chcemy pozostawić po sobie dobry ślad - zarówno w sensie materialnym, jak i duchowym.